Hej hej :)
Dlugo sie nie odzywalam, a duzo sie dzialo.
Po pierwsze do mojego pokoju w koscielnej poliklinice wprowadzilo sie Zycie. Wielki plecak, pomaranczowa bluza z kapturem, laotanska koszulka, czerwona welniana czapa naciagnieta na blyszczace oczy i usmiech conajmniej od ucha do ucha - kto raz widzial, ten rozpozna - Kubusiaczek i jego 300% energii we wlasnej osobie. Od dzis nastepuje fuzja sil i stron. Na fajne zdjecia i relacje zapraszam na www.wpodrozy.geoblog.pl :)
W Cusco zaczal sie festiwal IntiRaymi - najwieksze w roku inkaskie swieto slonca. Wielkie wydarzenie, na ktore sciagaja ludzie z calego kraju. By cos widziec, miejsce na widowni czyli na zboczu trzeba zajac z samego rana, na wiele godzin przed rozpoczeciem obrzedow. Z kazda godzina sciagaja kolejne tysiace gapiow. Ludzie zaczynaja siedziec sobie na glowach a pielgrzymka wchodzacych wydaje sie nie miec konca. Na widownie przeznaczone jest tylko jedno wzgorze - zdecydowanie blad. Tlum chce igrzysk. W polowie ceremoni nastepuje zmasowane przejecie pobliskiej gory. Opor policji nie ma najmniejszych szans, tlum wdziera sie jak potezna kolorowa rzeka i zalewa zbocze. Trwa to dobrych kilkanascie minut i wyglada oblednie. Nasze wzgorze dzielnie kibicuje, wiwatuje, krzyczy i gwizdze. Akcja tak fajna, ze musiala sie spodobac nawet policji :)
Same obrzedy super, plac przypomina wielka szachownice, dolaczaja i tasuja sie kolejne grupy kolorowych tancerzy, wielki Inka krzyczy, wszyscy wznosza modly do slonca. Duzo kolorow, ruchu, muzyki. Ciezko mi cos powiedziec o tresci, bo wszystko odbywa sie w jezyku keczua. Po ceremoni zaczyna sie wielka fiesta. To prawdziwa feria muzyki i barw. Muzyka i tance sa wszedzie. Bawimy sie do rana ze znajomymi Kuby spotkanymi w Laosie. I tak sie zaczyna wielka impreza w teczowym Cusco, z ktorej sie nie da wyjechac. Codziennie cos sie dzieje, codziennie spotykamy starych znajomych, lub poznajemy nowych. Codziennie tez staramy sie wyjechac z Cusco. Ludzie z polikliniki sa przesympatyczni. Mamy wlasne klucze i wracamy kiedy chcemy. Z szerokim usmiechem codziennie sluchaja, ze na pewno wyjezdzamy juz jutro i ze to ostatnia noc, ale Cusco nie chce nas wypuscic. Na ostatnim pozegnalnym spacerze spotykamy Indian, ktorym Kuba pomaga naprawic jembe (beben). I tak sie zaczyna kolejna zwariowana noc. Gwiazdy, bebny i rog.. a jeszcze pozniej genialny koncert w jednej z knajp. Wreszcie poznalismy San Blas, artystyczna dzielnice... Chyba wlasnie tego puzzla brakowalo by skompletowac ukladanke. Moze teraz juz wyjedziemy, moze nas Cusco wypusci...
Jakby sie udalo, to kierunek Machu Picchu.
serdeczne pozdrowienia z najbardziej teczowego miasta na swiecie - karmelka
a co Kuba na to? www.wpodrozy.geoblog.pl